Giro Rosa

Inside Cycling Donna: Giro Rosa 2

Giro Rosa wjeżdża w góry!

 

5. etap Giro Rosy to początek frajdy dla góralek, koniec finiszów sprinterskich i początek zbierania poważnych minut w klasyfikacji generalnej.

To też czas walki Kasi Niewiadomej i Elisy Longo Borghini na premiach górskich. Tym razem premię zgarnąć udało się Kasi, za to Elisa pokazała, że to jej podwórko i na zjazdach była nie do pokonania.

Podoba mi się, że na tym etapie Giro Rosy na podium zobaczyliśmy zawodniczki, o których wcześniej nie było dużo słychać. Liderki zespołów były bardzo czujnie pilnowane, a każda ich ucieczka szybko kasowana. Za to kto traciłby siły na 3 mniej znane zawodniczki? Peleton zbagatelizował tą akcję i … dziewczyny uzyskały aż minutę przewagi. Wygrała Winder Ruth (znowu Sunweb!), druga była Wiles Tyler (Trek Drops), a trzecia Alice Arzuffi (Bizkaia Durango-Euskadi Murias).

Arzuffi to ta sama dzielna zawodniczka, której ucieczka na drugim etapie została złapana 500 metrów przed metą. Jak widać czasem jednak ryzyko popłaca. Nie są to jednak zawodniczki znikąd. Ruth Winder siłę na sprint wyniosła z toru, natomiast Alice jest świetna w przełajach.

A teraz niespodzianka. Jak myślicie, co wygrała Ruth? Osobiście uważam, że powinna dostać kucharza w zestawie!

6. etap był niemal w całości płaski, ale kończył się niebagatelnym 14-kilometrowym podjazdem.

Jaki jest efekt takiego profilu? Po pierwsze szybkie tempo, po to aby maksymalnie zmęczyć góralki z innych drużyn. Po drugie walka o pozycje pod podjazdem, żeby ustawić swoje góralki na najlepszych pozycjach. No i oczywiście, każda z dobrze wspinających się dziewczyn w teamie ma swoją prywatną „nianię”, która opiekuje się nią na płaskich odcinkach. I tak dla przykładu głównym zadaniem Gracie Elvin było opiekowanie się Annemiek van Vleuten. Tutaj widać jak robi za wielbłąda i dowozi dziewczynom wodę.

Dość szybko z peletonu wyodrębniła się ucieczka, w której mogliśmy zobaczyć między innymi Kasię Niewiadomą. Ten dzień należał jednak do Amany Spratt, która 4 kilometry przed metą zostawiła resztę dziewczyn w tyle. Druga była jej koleżanka z Mitchelton Scott, Annemiek van Vleuten.

Amanda Spratt to zawodniczka, która zawsze prezentowała świetny poziom Ma 31 lat i sporo doświadczenia na swoim koncie. Zazwyczaj ląduje bardzo wysoko w klasyfikacji, ale niestety poza rodzimą Australią ma zazwyczaj pecha do podium. Na szczęście w tym sezonie sytuacja się trochę zmieniła, Amandzie udało się wygrać Emakumeen Euskal Bira i zająć odpowiednio 2. i 3. miejsce na Liège–Bastogne–Liège i  Amstel Gold Race. Zdecydowanie ma świetny sezon, ciekawe co jeszcze pokaże!

7. etap to 15-kilometrowa czasówka pod górę, którą dziewczyny nazywają pieszczotliwie „climb trial”.

Większość zawodniczek nie miała zbyt wielkiej ochoty na ten etap. Elisa Longo-Borghini, po niepowodzeniach poprzedniego dnia była bliska rezygnacji. Znalazła jednak w sobie dość motywacji. Kolejny etap miał prowadzić przez jej rodzinną miejscowość, w której mieszka jej babcia, a bywa, że jej babcia dyscyplinuje innych, rzucając w nich butami. Typowo Włoski charakter!

Annemik van Vleuten najpierw zszokowała wszystkich, jako jedyna wybierając na ten stromy podjazd rower czasowy, a następnie oczywiście wszystkich objechała o… niewiarygodne 2 minuty i 28 sekund. Annemiek pokazała, że nieprzypadkowo uzyskała tytuł mistrzyni świata w ITT.

Jeśli myślicie, że dziewczyny po skończeniu swojej czasówki, uciekają odpoczywać, grubo się mylicie. Tutaj widać jak cały Mitchelton Scott wspiera zawodniczki z innych drużyn. To się nazywa duch sportu!

Etap 8. obfitował w liczne ataki, swojego szczęścia próbowała między innymi zawsze waleczna w górach Kasia Niewiadoma.

Niestety Sunweb kontrolował sytuacje na czele peletonu i kasował od razu wszelkie ucieczki. W końcu udało się trójce: Elisie Longo Borghini, Marianne Vos i Lucindzie Brand. Dziewczyny świetnie współpracowały, utrzymały przewagę do mety. A co z finiszem? Nie było wyjścia, z tego tria sprint mogła wygrać tylko Marianne Vos, zgarniając swoje 21. zwycięstwo etapowe na Giro Rosie.

Etap 9. Monte Zoncolan, wrota piekieł, la porta dell’inferno.

Dla kolarstwa Zoncolan odkryty został właśnie na jednej z poprzednich edycji Giro. O tym, jak ciężki jest to podjazd, może świadczyć między innymi tweet Jolien d’Hoore i Christine Majerus, o tym że Garmin na Zoncolanie wchodzi w tryb autopauzy niemal bez przerwy.

Pierwszą, która zaatakowała była Ashleigh Moolman Pasio, doświadczona zawodniczka z Afryki Południowej. Miała do wyboru dwie drogi, albo stałe, mordercze tempo od samego początku i pewny wynik w klasyfikacji generalnej, albo wyczekiwanie na dogodny moment, atak i możliwe zwycięstwo etapowe. Ashleigh wybrała pierwsze rozwiązanie. Przyniosło ono spodziewany efekt, na kole Ashleigh usiadła Annemiek i jak można się tego było spodziewać wygrała tą „czasówkę”.

Etap 10. to powtórka, skrót całego Giro.

Profilem przypominał etap 5.: stosunkowo płaska trasa, i jeden podjazd 20 km przed metą. Natomiast taktyka niewiele różniła się od poprzedniego dnia. Ashleigh Moolman Pasio zaatakowała, zabierając ze sobą grupkę najlepszych góralek, między innymi liderkę wyścigu Annemiek van Vleuten i Kasię Niewiadomą. Tak jak poprzednio, Annemiek zostawiła wszystkich w tyle. Reszcie pozostał finisz ze sprintu, w którym najlepsza była Lucinda Brandt (Sunweb), a zaraz za nią na metę wjechała Kasia Niewiadoma.

Mitchelton Scott miał co świętować! Van Vleuten wygrała w klasyfikacji generalnej oraz punktowej, Amanda Spratt zajęła trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i wygrała klasyfikację górską. Na podium odtańczyły swój sukces.

Co po Giro? La Course by le Tour de France!!!

Prawie cały kobiecy peleton przeniósł się do Francji, aby znowu ścigać się w górach. Większość dziewczyn ma w nogach 10 dni ścigania i tylko 1 dzień odpoczynku przeznaczonego na transfer. Co więcej? Z MTB wróciła Anna van der Breggen ze świeżymi nogami i świeżą głową. Głównym wyzwaniem na tej trasie są dwa podjazdy 1. kategorii Col de la Colombière oraz Coll de Romme.

Cała ta mieszanka zagwarantowała nam niesamowite widowisko. Pierwszy znaczący atak rozpętała Cecilie Uttrup Ludwig, ucieczka dała jej całkiem niezła przewagę, ale jeśli gonią Cię takie gwiazdy jak Annemiek van Vleuten, Anna van der Breggen i Ashleigh Moolman Pasio, to niestety tylko kwestia czasu. Z nowo uformowanej grupy tym razem uciekać próbowała najpierw Annemiek, ale to nie był dla niej odpowiedni moment. Udało się Annie van der Breggen 15 km przed metą.  Wydawało by się, że pozycja Anny jest niezagrożona, jednak w ostatniej sekundzie przez metą wyprzedziła ją Annemiek! I na tym właśnie polega magia kobiecego kolarstwa!

Obejrzyjcie wywiad, którego udzieliła Annemiek przed wyścigiem i ostatni kilometr tego niesamowitego ścigania.

Co jeszcze podobało mi się w La Course?

Niezłe sprinty Kasi Niewiadomej. Jakoś tak się zdarza, że jak Kasia dojeżdża w grupie góralek do mety, udaje jej się zwykle wywalczyć całkiem niezłą pozycję. I tak tym razem była szósta, a na ostatnim etapie Giro trzecia.

Odważna akcja i dobre 4. miejsce Cecilie Uttrup Ludwig. Cecilie to młodziutka Dunka, która w ubiegłym roku wygrała klasyfikację młodzieżową damskiego World Touru. Jak widać po Giro i po La Course, forma rośnie. Cecilie ma też całkiem niezłe poczucie humoru i bardzo sympatycznie śledzi się ją na Twitterze. Zaraz na mecie opowiadała o swoim… zębie mądrości.

Brak komentarzy

Skomentuj